Inspirujące Historie – Od graffiti na garażach po Mural Pionierów. Łukasz Szamburski ubogaca miasto [FOTO]

Łukasza spotkaliśmy podczas jego pracy nad wyjątkowym Muralem Pionierów. W czasie naszej rozmowy okazał się artystą o ogromnej wrażliwości i szerokiej wizji tego, jak mógłby wyglądać Koszalin. Organizuje warsztaty dla młodzieży, na których zaraża młodsze pokolenie swoją pasją do kreatywnego życia i wyciąga dzieci z cyfrowego świata.

 

SYLWIA JAROSZEWICZ: Jak zaczęła się Twoja przygoda z malowaniem? Czy wcześniej również zajmowałeś się tym zawodowo?

ŁUKASZ SZAMBURSKI: Jeżeli chodzi o założenie działalności, to tę pasję przekułem na pieniądze na przełomie lat 2018-2019, czyli ponad sześć lat pracuję w swojej pracowni. Samo malowanie wywodzi się u mnie z graffiti, które zacząłem tworzyć, mając trzynaście lat. Ponad dwadzieścia pięć lat maluję na ścianach. Zaczęło się od jakichś nawet nielegalnych rzeczy, a przeobraziło się w pasję i w styl życia.

 

Czy malujesz też mniejsze rzeczy np. ołówkiem na kartce?

Tak, od tego zawsze zaczyna się cała koncepcja. Każdy projekt zaczyna się od kartki i ołówka, czy to będzie grafika cyfrowa, czy projekt muralu.  Oprócz tego, że maluję murale, zajmuję się także rysunkami okolicznościowymi, karykaturami, portretami i różnymi projektami graficznymi.

 

Gdzie w Koszalinie i poza Koszalinem można zobaczyć Twoje prace?

Moje prace na ścianach dzielą się na  graffiti i są to miejsca w Koszalinie – ściany, które jako grupa pod nazwą Klin City, ale także solo legalizuję na tzw. szarych osiedlach. Są to często przestrzenie garażowe albo znajdujące się przy placach zabaw. Tam zazwyczaj maluje się tę formę graffiti, która jest niekomercyjna i jest to swoboda, która płynie z głębi serca. Jeśli chodzi o komercyjne rzeczy, to w różnych formach one cały czas powstają. Tak jak teraz przy ulicy Przemysłowej – w Instytucie Ochrony Roślin i Nasiennictwa, na Muzeum, kwiaciarni Emka i w wielu innych miejscach. Ciągle robimy mniejsze i większe rzeczy. Są one widoczne w przestrzeni publicznej.

 

Która z tych prac jest Tobie najbliższa?

Do każdej pracy podchodzę z pewną emocją i każde spotkanie ze ścianą, na zlecenie klienta, czy jeśli robimy coś dla siebie, to jest to pewna przygoda. Ostatni wielkoformatowy mural „80 lat polskiego Koszalina” to przygoda historyczna, poznanie historii miasta. W Instytucie Ochrony Roślin poznanie miejsca, w którym badane są rośliny i specyfika tego, jak oni działają. Nie przywiązuję się do jednej konkretnej realizacji, ponieważ każda ma w sobie coś takiego, co urzeka i jest swego rodzaju podróżą w nowe miejsca.

 

Wspomniałeś o Muralu Pionierów. Jakie, Twoim zdaniem, przesłanie się za nim kryje? Jeśli chodzi o Koszalin, to jest to naprawdę wyjątkowy projekt.

W tym przypadku pani Bożena Kaczmarek, która nas zaprosiła do tego przedsięwzięcia, nakreśliła na początku swój cel. Zobrazowała słowami, jak to jest ważne, by młodsze pokolenia, przesiąknięte Internetem i wszechobecną elektroniką nie zapomniały tego, dlaczego mogą żyć w wolnym i tak pięknym mieście. Ten mural jest hołdem dla ludzi, którzy to miasto odbudowywali po wojnie i włożyli swą ciężką pracę w to, abyśmy mogli z tego miasta korzystać. To na pewno jest przekaz wizualny dla mieszkańców, którzy często nie zdają sobie sprawy, że nie było to tak prosto. W szczególności jeśli chodzi o młodsze pokolenia. Ktoś wykonał ciężką i heroiczną pracę, abyśmy mogli tutaj żyć.

 

A czy taką pamięć o przeszłości miasta i tożsamość miejsca chciałbyś przekazać swoim dzieciom?

Moja tożsamość jest od zawsze patriotyczna i zawsze zwracam uwagę na to, by wiedzieć o tym, dlaczego mamy możliwości, które są w tej chwili. Aby pamiętać o ludziach, którzy tworzyli to wszystko dla nas. Nie przyszło to nam tak łatwo – bez wysiłku, tylko były to ciężkie czasy. Wiele terenów w naszych okolicach było zajęte przez Niemców, zniszczone podczas wojny czy opuszczone. Mural Pionierów pokazuje, że osadnicy musieli mieć chęć na wykonanie wielkiej pracy, aby tworzyć w mieście te możliwości od nowa.

 

 

 

Przygotowując się do naszej rozmowy, byłam ciekawa, w jaki sposób, tworząc mural, przenosicie szkic na ścianę, na skalę makro?

Jest kilka możliwości m.in. odbicie cyfrowe, przy użyciu sprzętu czy klasyczne, przy użyciu siatki i łapaniu odpowiednich proporcji, odmierzaniu tego na skalę większego formatu. W przypadku Muralu Pionierów zaznaczyliśmy wzór cyfrowo.

 

Czy masz jakąś stałą ekipę, z którą współpracujesz?

Na samym początku mojej działalności muralowej działałem głównie w nadmorskich punktach gastronomicznych. Odkąd stworzyłem nowe możliwości realizowania obrazów na ścianach, ta praca wygląda nieco inaczej. Mniejsze realizacje tworzę w ramach swojej firmy Wallove – Studio Muralu. Karykatury, rysunki okolicznościowe i projekty graficzne pod banderą Szamburski Pracownia.  W dużych realizacjach potrzebny jest zespół, więc przy tych nie działam solo. Mam swoją ekipę zaprzyjaźnionych artystów, którzy są otwarci na współpracę i w zależności od projektu, łączymy siły czy wymieniamy się zleceniami w miarę dyspozycyjności. Na pewno mogę tutaj wspomnieć o Kamilu Czajce, Mariuszu Brzozowskim, z którym współorganizuję Klin City Graffiti Jam oraz Grzesiu Grzesiuku, a także Miłoszu Kwiatkowskim, z którym niebawem będę dzielił stacjonarne miejsce tworzenia projektów.  Zgodnie z ideą jednoczenia – dzięki różnicy stylów i możliwości, różnych punków widzenia, zawsze robimy te projekty w kilku wersjach przy każdej większej realizacji. Z różnych wizji zleceniodawca czy osoba z nami współpracująca wybiera projekt dla siebie najbliższy. Styl jest nasz, ale ogólne informacje, które mają być zawarte w projekcie, są częściowo narzucone w zależności od charakteru muralu. W przypadku Muralu Pionierów trzy miesiące pracowaliśmy nad samym projektem, ponieważ koncepcja cały czas się zmieniała. Często też realia ściany, warunki lokalizacji weryfikują to wszystko. Forma muralu często wymaga korekt i tego, co będzie możliwe w danym miejscu.

 

 

Czy czujesz satysfakcję, widząc jak ludzie zatrzymują się pod Twoimi muralami, komentują, robią sobie zdjęcia?

Na pewno jeśli chodzi o te widoczne murale czyli ten przy kwiaciarni Emka czy Mural Pionierów. Mieszkam dość blisko i spacerując z synem często widzę, jak ludzie zatrzymują się, wymieniają spostrzeżenia i cieszą się z tego, że to powstało, bo to wizualnie pomaga społeczności, która funkcjonuje w tych przestrzeniach. Wcześniej te miejsca były szare albo jednolite, nie miały w sobie życia. Jest to też element naszej nagrody, poza spełnieniem artystycznym. Niektóre murale są bardziej doniosłe, inne z charakteru bardziej powszechne, ale sama baza koloru i tego, że powstaje to w przestrzeni publicznej, daje radość z tego, że nasza praca oddziaływuje na ludzi. To, że możemy zmienić na lepsze ich nastrój i wywołać uśmiech na twarzach. To cieszy mnie najbardziej. Chciałbym, by włodarze miast dostrzegali pracę, którą wykonujemy. Jest ogrom ludzi, którzy mają artystyczną energię i mogą ją przelać na artystyczny wygląd przestrzeni miejskiej. W Koszalinie na przykład przy Plastyku są ekrany dźwiękoszczelne i powinny być one oddane w ręce uczniów szkoły oraz artystów, którzy by je ubogacili. W ten sposób można przekazać wartość mieszkańcom oraz turystom, którzy tutaj przebywają.

 

Mówiąc o Plastyku… Powiedz kilka słów o warsztatach, jakie prowadzisz dla młodych ludzi. Jak one wyglądają i czego można się podczas nich nauczyć?

Warsztaty w okołokoszalińskich gminach prowadzę od 2019 roku. Jednak pomysł warsztatów „Wyłącz ekran, włącz życie” powstał w 2023 roku przy okazji naszego wydarzenia, pierwszej edycji Graffiti Jamu. Było to zwrócenie uwagi na to, jak zmienił się świat przez 20 lat i jak ludzie z relacji namacalnych, realnych, zamienili się w społeczeństwo cyfrowe. Obecnie widoczne jest, że ludzie ciągle trzymają telefon w ręku i dają go dzieciom od najmłodszych lat.  Zaczęliśmy z tymi warsztatami jeździć po szkołach, przedszkolach, klubach osiedlowych. Tam, gdzie była możliwość stworzenia tej przestrzeni, pokazywaliśmy, że życie to nie tylko telefon, tablet, nie tylko gry, Internet. Pokazywaliśmy, jak można kreatywnie spędzać czas i malowaliśmy z dziećmi, z młodzieżą murale na mniejszych formatach, gdzie każdy mógł rozbudzić swoją kreatywność. Chcieliśmy ukazać, że nasze życie tak wyglądało. Ja maluję od trzynastego roku życia i kiedy zajaralem się tym wszystkim, każdego dnia, po odrobieniu lekcji siedziałem w pokoju i szkicowałem. Do dziś mam tych szkiców ogrom i można było je liczyć w setkach miesięcznie. Tak wielką energię czułem z tworzenia. Może była to wtedy inna forma, bardziej zbuntowana niż obecnie i może polegająca na innych emocjach, lecz finalnie poprowadziło mnie to do miejsca, w którym jestem dzisiaj. Mogę tą rzeczywistość tworzyć. Chcę być takim świadectwem dla młodych ludzi, żeby korzystać z elektroniki w sposób wartościowy, ale też żeby łapać odpowiednie proporcje. Czas też szybko płynie, a zaabsorbowanie dzieci w ośmiogodzinne gry może wyrządzić wielką krzywdę w mojej ocenie. Dlatego też z taką misją wyszliśmy do młodszego pokolenia, aby w jakiś sposób budzić świadomość. Wiadomo, że jest to ciężka misja, ale nawet jeśli jedno dziecko wyniesie z tego coś wartościowego i będzie rozwijać swój talent, niekoniecznie do malowania, ale także każdy inny – muzyczny czy związany z aktywnością fizyczną, to jest to dla nas ogromny sukces.

 

 

 

 

 

0 0 głosy
Ocena artykułu


guest

0 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze