Bartłomiej Kubkowski- człowiek, który chce przepłynąć Bałtyk wpław [ROZMOWA, FOTO]

KołobrzegInfoTV: Gościem KołobrzegInfoTV był Bartłomiej Kubkowski, który w lipcu 2022 roku planuje przepłynąć Bałtyk wpław do Szwecji. Miejscem startu będzie Kołobrzeg.

 

Moim i Państwa gościem jest Bartek Kubkowski, który postawił sobie fenomenalny cel, czyli…

 

– Przepłynąć wpław Morze Bałtyckie, czyli to będzie trasa 170 kilometrów. Wstępnie miało być ze Szwecji do Polski, ale teraz zmieniliśmy tą trasę, więc będziemy płynęli z Polski do Szwecji dla osób, które już wcześniej pytały, czy będzie mnie można zobaczyć na mecie- na pewno na starcie, więc myślę, że to będzie lepszy widok, póki jest pełna motywacja i będę żył po prostu [Śmiech]. I to będzie po prostu start z Kołobrzegu.

 

Powiedz mi, dlaczego akurat Kołobrzeg i skąd w ogóle pomysł na taką ciężką misję?

 

– Pomysł się zrodził już wiele lat temu w mojej głowie. Ja, już w 2012 roku już zacząłem robić sobie takie małe wyzwania. Zaczynając od jezior oczywiście, bo jestem z Mazur, z Giżycka. Więc tam zaczęło się pierwsze przepłynięcie jezior, później dwóch, trzech pięciu. To mi zaczęło sprawiać bardzo dużą radość. Pewnego dnia zacząłem obserwować tych pływaków na wodach otwartych. To mnie zaczęło fascynować z tego względu, że całe życie spędziłem na basenie. Nagle jak zobaczyłem, że jest coś innego, zupełnie inne warunki.

 

 

To było takie łał!

 

– To było takie „O kurde!”- tutaj nie widać dna, tutaj płynie statek, obok ludzie ci machają z brzegu. To wszystko, co działo się dookoła, mnie bardzo zafascynowało. Poczułem taką wolność. Bałtyk to jest trasa, której nikt nie pokonał- całej. Całego Bałtyku, czyli tych 170 km. To było dla mnie coś takiego, że miałem taką jakby obsesję- sprawdzałem cały czas, ile to jest kilometrów, ile to jest w linii prostej, jaka jest najbliższa trasa. Tutaj się nie nie oszuka, tak? Tutaj po prostu nie ma miejsca na odpoczynek, chyba, że na Bornholmie wypić sobie po prostu drinka i można lecieć dalej. No, ale ta trasa jest po prostu w linii prostej najkrótszą trasą, więc po prostu stąd właśnie to miejsce, czyli Kołobrzeg, jako linia startu.

 

 

Powiedz mi, jak długo już przygotowujesz się do tej wyprawy, i jak to wszystko wygląda od strony technicznej?

 

– Tak naprawdę jak sobie ostatnio rozmawiałem z moją ekipą z którą współpracuje można powiedzieć, że całe życie się do tego przygotowuje. Bo, to co dziś będzie miało główny, najważniejszy element tej przeprawy to jest głowa. Głowa, wypływane kilometry. Ja pływam tak naprawdę, od 8-go roku życia, więc można powiedzieć, że już prawie dwadzieścia lat. Więc całe życie się do tego przygotowuję, a takim najważniejszym okresem przygotowania jest ostatni rok. Czyli można powiedzieć, że 365 dni to jest taki rok, gdzie postawiłem wszystko na ten cel. Skupiłem się tylko na tym, zrezygnowałem, ze wszystkich rzeczy dodatkowych w swoim życiu. I cały rok towarzyszyło mi tylko to jedno, czyli tylko po prostu ten Bałtyk.

 

Tutaj bardzo ważna jest siła mięśni, tak jak już powiedziałeś, głowa też jest bardzo potężnym wyzwaniem. Jak sobie z tym radzisz? Czy czujesz jakąś presję?

 

– Moim zdaniem ten czynnik mentalu, czyli głowy to jest jakieś 90% tego wszystkiego. Ja już kilka miesięcy temu czułem jakby pełnię przygotowania fizycznego, gdzie mówiłem sobie, że już naprawdę wszystko zrobiłem. Jeśli chodzi, o tą głowę, to tutaj wszystko może zaważyć. Jeżeli, o presję, to tak naprawdę nie ma żadnej, bo to nie jest wyścig. To nie jest, jakby taki element, że ja chce to zrobić na pokaz, czy komuś coś udowodnić- tylko sobie. Więc tej presji nie ma, ponieważ otoczenie, cała moja ekipa, ci wszyscy ludzie, których spotykam na swojej drodze, to spotyka się z tak dobrym odbiorem…. Ja się śmieje, że nie mam hejterów. Szukam w komentarzach, czy ktoś mnie zhejtuje. To jest dla mnie dziwne, bo zawsze ktoś chciał coś zrobić, to później zderzał się z falą krytyki. Ja to rozumiem, bo to nie jest normalna rzecz. Przyjmuję krytykę na klatę, więc to jest dla mnie normalne, ale hejtu po prostu nie lubię, kiedy ktoś wyzywa. Ale tego nie ma po prostu. Więc nie mam presji. Odpowiadając na to pytanie- nie mam presji, bawię się tym i mam fajnych ludzi koło siebie. Więc to naprawdę idzie zgodnie z planem.

 

Aż dziwnie słyszeć, że nie ma hejtu, więc szok i w sumie gratulacje z tego powodu. Jeśli chodzi o Twoją obstawę mentalną, o ludzi którzy Cię wspierają, kto się znajduje w tym gronie?

 

– To tak naprawdę cała moja rodzina, dziewczyna, przyjaciele, cała moja ekipa, która będzie ze mną na łodzi, która będzie czuwała nad wszystkim. Ale taką osobą, która pracuje, tylko strikte nad tym elementem mentlu, to jest Rafał Mazur, znany szerszej publiczności, jako Zen Jaskiniowca. Prowadzi właśnie sportowców, ludzi biznesu i ma tam swoich klientów, których nastawia głównie na pracę z mentalem. Więc to jest człowiek, z którym ja już współpracuję rok czasu. Tu widzę, że ta współpraca poszła bardzo mocno… moja głowa weszła na wyższy poziom. Zdecydowanie.

Mówisz, że pływasz w sumie od zawsze. Powiedz mi, jak wyglądały Twoje początki.

 

– Początki tak naprawdę… cała przygoda zaczęła się przez przypadek. Mój dziadek śp. nauczył mnie pływać, jak miałem cztery lata. To była taka podstawowa lekcja pływania, później się okazało, że życiowa- i to też było w jeziorze. Ale tak naprawdę w wieku 7-8 lat trafiłem na basen, bo Pani się zapytała, czy ktoś chciałby wystartować w zawodach pływackich, bo brakuje jednego miejsca. Ja mówię: umiem pływać, wydawało mi się, że umiem pływać, może ja bym chciał się zgłosić? Od piątego roku życia trenowałem sztuki walki, więc na basen wpadłem przez przypadek. Spodobało mi się to, bardzo dobrze mi poszło na tych zawodach, więc jakby wracając do domu z dyplomem ze sztafety, mówię mamie, że zająłem II miejsce, i że chcę na szkółkę chodzić. Że chcę się zapisać, bo pływanie mi się podoba. Od tamtego czasu wpadłem, można by powiedzieć na te 20-parę lat do basenu i już z niego nie wyszedłem.

 

Czy bierzesz udział w jakiś konkursach, mistrzostwach?

 

– Tak. Jakby cała moja kariera była oparta, o wyczynowe pływanie. Później miałem przerwę musiałem zrezygnować z wyczynowego sportu. To jest też bardzo szeroki temat, jeśli chodzi o wynagrodzenie dla sportowców. Byłem ponad 40-krotnym mistrzem Polski, a sprawy finansowe nie dawały mi, nie tyle komfortu, co możliwości życia- tak to można nazwać. Moje stypendium, jako mistrz Polski wynosiło 480 złotych miesięcznie od miasta. Więc… można było poszaleć, za te 480 złotych w pierwszym dniu (…) to był już element nie do przejścia w wieku 20-paru lat. Teraz zrezygnowałem z tego wyczynowego sportu, teraz zajmuje się tylko pływaniem ultra. Wyznaczaniem sobie jakiś takich ekstremalnych rzeczy. Pływam też w lodowych wodach, czyli w wodzie, o temperaturze poniżej pięciu stopni.

 

 

 

 

Zimno…

 

 – Tak, to też jest dla mnie nowość. Teraz byłem na mistrzostwach świata, udało mi się zdobyć dwukrotnie tytuł wicemistrza świata na 1000 metrów dowolnym i na 1000 metrów zmiennym. Tam woda miała niecałe 3 stopnie. Więc to są te zawody, to jest ta woda, która pozwala mi mentalnie wejść na zupełnie inny poziom.

 

Czyli też morsujesz…

 

– Tak. Zacząłem tak naprawdę w tamtym roku. Więc nie jestem ekspertem, jestem amatorem. Pierwsze moje wejście to było zderzenie z zimnem, z bólem, szok. Było mi po prostu niedobrze wtedy, jak wszedłem do morza, które wtedy miało sześć stopni. Było mi tak niedobrze, że po prostu nie wierzyłem, że nie jestem w stanie tego bólu przezwyciężyć. Jak zaczynałem pływać, to błędnik mi rozwaliło. Wstałem na stopy, które były tak skurczone, tak mnie bolały… nie czułem w ogóle rąk. Mój przyjaciel zabrał mnie wtedy na pierwszy trening. I mi było tak niedobrze, tak mi się chciało wymiotować. To jest tak niesamowite. W tedy też się odezwałem do Rafała Mazura, i powiedziałem: „Musimy kurde nad tym popracować, żeby złapać kontrolę nad tym. Bo jeżeli będę to kontrolował, to wiem, że później będę mógł kontrolować więcej rzeczy na przestrzeni tych swoich przygotowań. I tak się stało. Zaczęliśmy nad tym pracować. Dwa miesiące później odezwałem się do człowieka, który z tym obcowaniem z zimnem jest ekspertem- Waleriana Romanowskiego. To jest osoba, która siedziała ponad trzy godziny w kostkach lodu i jest rekordzistą Guinnessa obecnym. Zaprosił mnie na szkolenie do siebie na sylwestra. I tam już pobiłem swój własny rekord. Tam siedziałem 2 godziny, 35 sekund dokładnie w balii z lodem. Wiec dla mnie to już było coś takiego, że w przeciągu dwóch miesięcy od ledwo wejścia do wody siedziałem ponad dwie godziny w tej balii z lodem, gdzie tam temperatura zaczynała się od zera stopni, później pod koniec miała już 4-5 stopni, po dwóch godzinach. Po godzinie byłem już w stanie hipotermii. Więc… praca po prostu z ekspertami. Ja też stawiam na tą pracę z ekspertami, słuchaniu tych ludzi, czy rzeczywiście ta głowa jest tak ważna i kluczowa. Bo ktoś mówi: „Bo, Ty jesteś dobry w pływaniu!”. Okej. Ale w morsowaniu, w tym pływaniu zimowym totalna amatorka. Tutaj, nie dość, że sobie pokazałem, to jeszcze ludziom udowodniłem, że „Zobaczcie, ja naprawdę od zera sobie doszedłem do takich wyników.”. I to jest takie potwierdzenie, że rzeczywiście się da.

 

Wszystko można, jeżeli tylko człowiek chce. Wracając jeszcze do tematu Twojej wyprawy- jak to wygląda od strony szwedzkiej? Czy nie ma żadnych problemów?

 

– Nie ma żadnych problemów, ponieważ już mam wszystkie zgody, jedyna zgoda, która mi została to jest tylko poinformowanie władz szwedzkich w dniu startu. Czyli w momencie, kiedy będziemy startowali, bo musimy czekać też na okienko pogodowe. Nie możemy się wybrać w czasie sztormu, nie ma takiej możliwości, żebym przepłynął. Po prostu, jakby moja ekipa będzie informowała, że tego i tego dnia, za około 15 godzin dopłyniemy do tego i tego miejsca. Więc tu nie było żadnych problemów ze zgodami, więc wszyscy się zdziwili, że ktoś chce wpław płynąć, to mówią: „Dobra płyń!” (…) Więc nie było żadnych problemów.

 

 

Kiedy uda Ci się przepłynąć Bałtyk, czy masz jakieś inne, większe cele?

 

– Tak, to jest też częste pytanie mojej mamy, która mi mówi: „Proszę Cię, żeby to w lipcu była ostatnia rzecz i koniec, i kończysz z tym.”, ja mówię: „No dobra, dobra, mamo, zobaczymy jak przepłynę…”. No i są, są te plany jakby dalsze, bo z tym też wiążę swoje plany i to mi sprawia najwięcej radości. Więc są tu jeszcze kolejne plany, których jeszcze nie mogę zdradzać. Bo musimy to wszystko dopiąć na ostatnią chwilę. Ale najważniejsze to zrealizować teraz to. Zamknąć ten temat i później dopiero, jakby otwierać nowe projekty i się skupić na nich. Jednak ta droga, musi iść swoją kolejnością. Teraz po prostu ta lipcowa przeprawa jest najważniejsza.

 

 

Gość: Bartłomiej Kubkowski,
Rozmowa, tekst: Dawid Macal
Fot.: Przemysław Zawalich
Film: Sandra Dowhun, Dawid Macal
0 0 votes
Article Rating


Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments